top of page

KRYSTYNA MAZUR

Krystyna Mazur mieszka w Szczecinku. Promuje poezję

w lokalnym środowisku. Zatrudniona w Samorzadowej Agencji Promocji i Kultury w Szczecinku organizuje m.in. Ogólnopolski Konkurs Poetycki “Malowanie Słowem" im. M. Czychowskiego. Prowadzi klub poetycki “OPAL”. Współpracowała z Danutą Wawiłow przy realizacji na terenie Szczecinka projektu KLAN (Klub Ludzi Artystycznie Niewyżytych). Od 2000 r. pisze wiersze. Debiutowała w pokonkursowym almanachu Poczty Poetyckiej Radia Koszalin (2002). Jest laureatką kilku ogólnopolskich konkursów poetyckich. Wydała: tomik poezji “Księżyc od kota silniejszy” (2008 r.) i “Detoks” (2011 r.). Od 2011 r. należy do Stowarzyszenia Autorów Polskich. Interesuje się numerologią, psychologią, snami, ziołolecznictwem, jogą. Lubi muzykę klasyczną, jazz, blues, poezję śpiewaną.

 

"PISZ I ŚPIEWAJ POEZJĘ" Festiwal poezji

w Piszu19 - 21 kwiecień 2012 (Wyróżnienie w Turnieju Jednego Wiersza o monetę K.I. Gałczyńskiego) Za biurkiem K.I.Gałczyńskiego w Praniu.

"KSIĘŻYC OD KOTA SILNIEJSZY"

 

I tomik poetycki, Szczecinek 2008 r.

"DETOKS"

 

II tomik poetycki,

Szczecinek 2011

z serii jubileuszowej

Wieczór z poezją w Bibliotece w Darłowie

 

 

"POEMAT KRESOWY"

 

tomik poetycki, 2015

Wskutek zaproszenia przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Darłowie 29 stycznia 2016 r.  "Poemat kresowy" Krystyny Mazur

po raz pierwszy "spotkał się z ludźmi".

Był to jeden z nielicznych wieczorów, które zostają     w pamięci autora z uwagi na niezwykle ciepłe

a jednocześnie profesjonalnie zorganizowane spotkanie. Wiersze spotkały się z nadspodziewanie dobrym przyjęciem przez darłowską publiczność. Spontaniczne czytanie (niewiele zostało dla autorki) oraz opowieści - wspomnienia świadków tamtych czasów utwierdzają, że jest to tematyka ważna i nie należy jej "zamiatać pod dywan".Odsłaniając przeszłość, może będziemy w stanie zrozumieć,

to co dzieje się teraz.

Recenzja "Detoksu" Jerzego Benjamina Zimnego

       Druga książka Krystyny Mazur, poetki ze Szczecinka zaskakuje niebanalnym przekazem faktów, przemyśleń nad tym wszystkim co się wydarzyło w życiu autorki, co mogło potoczyć się inaczej, nad tym czego nie było a być powinno, i nad wszystkim, co jest najbardziej istotne  nawet jeśli bywa gorzkie w skutkach, albo alternatywne w warunkach konieczności wyboru? I tutaj  podmiot funduje sobie swoistą terapię polegającą na oczyszczeniu, terapię liryczną, jakby odskocznię w świat oswojony wcześniej. ale nie oderwany od rzeczywistości, komparatywny raczej- na zasadzie wyrównania rachunku, zbilansowania zysków i strat natury emocjonalnej, skomplikowanej wydarzeniami i ich przeżywaniem. Niby oczyszczenie, a jednak dostrzegłem oszczędność prowadzonej terapii za pomocą języka, obrazy czarno-białe, mimo typowania kolorów, bo jakaż ma być prowincja poety? Megalopolis jeszcze nie dotarł tutaj w takim wymiarze aby przytłoczenie podmiotu było tak wyraźne jak krajobraz będący tłem dla wierszy, nasyceniem emocji ukrytej w wersach. Rozkładają się w nas małe miasteczka - mówi poetka, rozkładają się jak wszystko inne nie pielęgnowane, albo zastygłe w przyzwyczajeniach, tak oczywiste jak widok z okna, mijanie na ulicy znajomych, zawsze te same twarze, i czas wypełniony w taki sam sposób, monotonnie, czynności powtarzane i uczucie w zmienności nastroju. To wszystko w jakiś magiczny sposób odkłada się we wnętrzu podmiotu lirycznego, stąd konieczność oczyszczenia, w liryczny sposób, w tym przypadku niezwykle skuteczny: nie strawione resztki domowego ogniska znaczą drogę do nieba. Czyli poświęcenie, oddanie żony i matki, w jakiś sposób nie nagrodzone, w tej części stanowią przepustkę do nieba? Z tym wszystkim podmiot musi dać sobie radę, balast przeszłości jest do udźwignięcia ale są również niedostatki, coś czego oczekiwania nie dały rezultatu, a żyć bez tego się nie da? Wówczas takim zamiennikiem jest poezja, iluzoryczny azyl w którym można trwać w przekonaniu, że jest on zbawienny, bo powoduje zmartwychobudzenie: Nie widziała kolorów, dodawała zapachy i dźwięki. Zmieniała choreografie.  W rezultacie podmiot przyjął zasadę, że należy: witać nowy dzień tak jakby był jedynym w życiu.

       Dawno nie czytałem tak wzruszającej liryki, liryki w której znajduję osobiste tropy, momenty w których uczestniczyłem jako świadek, bohater rzeczywisty uwikłany w sprawy przyziemne, a także w wymiarze emocjonalnym, reakcji na wydarzenia budzące rozpacz, załamanie i dochodzenie do równowagi? Jak długo będzie trwał ten proces nie wiadomo, pewne nawyki są mocno zakorzenione, i pewnie nigdy nie ustąpią: Na spacer z Maksem już nigdy...fizycznie. Mieścisz się we mnie, zmokniemy Maksiu. Przejmujące do głębi frazy, i jeszcze bardziej poruszające wyznanie: Jednak tracisz wszystko, zostaje w tobie droga, nie obok, nie gdzieś tam. Niewątpliwie chodzi tutaj o drogę wymoszczoną krzyżami, może nawet drogę krzyżową każdego z nas. Z każdym doznanym krzyżem ta droga pozostaje w nas niezależnie od światopoglądu, pojmowania naszej genezy, czy metod poszukiwania prawdy. Prawda której poszukuje Krystyna Mazur jest w niej samej, ale dociekać jej nie ma potrzeby, wiedza niczego nie zmieni, kolejne doświadczenia tylko utwierdzą w przekonaniu, że życie w blasku jest tylko namiastką szczęścia, zaś szczęście to tylko momenty, przebłyski z których należy się cieszyć jak dziecko, bo taka jest rzeczywistość. Każdego dnia, tak spontanicznie jakby ten dzień miał być dniem ostatnim. Krystyna Mazur jest członkinią Klubu Poetyckiego Opal w Szczecinku. Wielokrotnie wyróżniana podczas konkursów, ma w dorobku wiele udanych imprez, festiwali poezji, pracuje w kulturze i ten związek wychodzi na dobre regionowi w którym nie ma tak wielkich możliwości zaistnienia czymś spektakularnym, a jednak poetce to się udało. A przecież ostatniego słowa jeszcze nie powiedziała. Kropka nad i pojawi się, jak mniemam, niebawem, bo wierzę w jej kolejną książkę, tak samo dobrą jak Detoks, i nie będzie to dalszy ciąg terapii oczyszczającej, lecz nowe dokonanie czegoś w rodzaju drzewka szczęścia, nie inaczej pojmuję sens koegzystencji codziennych zmagań z pisaniem poezji. Detoks mnie przekonał mimo, że wyżej cenię poezję lingwistyczną, nie wszystko musi płynąć tym samym korytem. Kwisy, która nie wiedzieć czemu tak przypadła do serca poetce w Szczecinku? Jedyny to sekret, nie wymagający ujawnienia. Zatem milczę jak grób?

Recenzja Leszka Żulińskiego z Gazety Kulturalnej "Poezja, Proza, Krytyka, Historia, Sztuka, Muzyka"

Numer 1(185) styczeń 2011 

Detoks

Definicja z Wikipedii: »detoks – potoczna nazwa sposobu leczenia uzależnień, polegającego na nagłym odstawieniu substancji, od której dana osoba jest uzależniona, połączonym z terapią farmakologiczną i psychologiczną.

 

 

      Detoks to tytuł nowego, drugiego już tomiku Krystyny Mazur. Krystyna Mazur to główna animatorka życia literackiego w Szczecinku. Jej zasługi na tym polu są nieocenione; prowadzi ona m.in. grupę poetycką Opal i jest filarem organizatorskim konkursu poetyckiego „Malowanie słowem”, który w roku 2011 miał już swoją XVI edycję. Sama zaczęła pisać i publikować późno, jak na nasze obyczaje, jednak ja – znający ją od dawna – mówię: warto było i „sprawdziło się”. Ten tomik „robi wrażenie”. Jest piorunującą mieszanką życia i poezji. To ten rodzaj pisania, który wynika nie z egzaltacji sztuką, lecz z chodzenia po ciernisku dnia codziennego. Owszem, nie jedyna Krystyna Mazur odkryła ten substrat inspiracji, ale eksplorowanie go – jak wiemy –wymaga większej wyobraźni i głębszego wmyślania się w realne „tu i teraz” niż czyniła to dawna poezja, biorąca się często z imaginacyjnych obłoków. Innymi słowy: odkryliśmy moc i sens „przyziemia”i w nim ulokowaliśmy cały ten „pejzaż egzystencjalny”, pozbawiony wszelkiej egzaltacji i aż do bólu autentyczny. Liryka – okazuje się potrafiła w tym się i odnaleźć, i zmieścić, i – co najciekawsze – otworzyć nowe przestrzenie dla doznań i języka. Oto wiersz pt. Nowa czasoprzestrzeń: Gdy dzieci wyprowadziły się / a męża oddelegowali, / kupiłam zegar z duszą, / by coś chodziło w domu. // Budzi mnie co godzinę, / jak kochanek z wypłowiałych baśni. / Z mroków wydobywa się wiersze turpistów / i włóczy po kątach, rozdymając granice. // Godziny tak głośne, że budzą oblodzone okna / zmieniając w dekoracje teatralne. Modlą się o sen. // Rankiem wmalowuje cienie pod oczy / i ciekawość w koleżanki z pracy. Niby zupełna prozodia, a jednak wiersz. I to pełen rozmaitych cienkości, ot, choćby te cienie pod oczami – podkrążonymi zmęczeniem czy kosmetykami? I na każdym kroku mamy tu takie właśnie wiersze: „wielowarstwowe”, pisane na poziomie dosłowności i zaraz potem „parabolizujące”niemal każdy drobiazg. Znajduję tu też wiersze po prostu urocze, tkliwe, pomysłowo opisujące sytuacje z pozoru banalne.

 

Na przykład ujął mnie wiersz pt. A.B.C.: Sny maleństwa pachną mlekiem (jeszcze nie kwaśnym) / Uśmiechami nagradza rytm poza powiekami. / Nie widzi malejących pieluszek. // Naukę rozpoczyna od da... da... istów / Zahartuje się każdą wbitą pod paznokcie zimą. Wazonami oswoi śmierć kwiatów. // Nie budź, / kiedy jeszcze wyciąga rączki / ku górze. Przy okazji proszę zwrócić uwagę na „wyrafinowania” w tym pozornie prostym wierszyku. A te wazony oswajające śmierć kwiatów? – rewelacyjne! Jeszcze gdzieniegdzie Krystynie „puszczają”liryczne tęsknoty i wydobywają się z niej różne czułości. Ale jednak w pewnym momencie „te wiersze przestają się uśmiechać”. Często pojawiają się tutaj teksty o dzieciach pozbawionych normalnego domu, o ludziach zapędzonych w kozi róg własnej samotności, wyalienowanych i z jakichkolwiek przyczyn biednych. To teksty szlachetnie proste, ale też dramatyczne, jak ten o jakiejś kobiecie: Nikt nie wie o jej miejscu bez cienia / i zapachu. Tam staje się / równa pełzającym robakom. // Nie czyta cudzych pytań. Długo patrzy jak litery współgrają./ Tworzą harmonijny kontrapunkt i nikną.// Stawia drzwi z piasku, by sypały się / w oczy zmorami sennymi. / Nikt inny ich nie widzi. Sporo tu „poetyki miasta” – tego antypodu dawnej, autentystycznej pociechy. Choć znajdziemy tryptyk Erekcjato... wyrażający tęsknotę za naturą życia i jego otoczenia. I za miłością. Ona jednak w całym tomiku nie ma jakby czasu dlasiebie – życie ucapione jest sznurem do kamienia szarej codzienności. I tak dobrze, że z niej się rodzą te wiersze. One są tu detoksem, terapią, encefalografem. Taką rozchyloną żaluzją, przez którą w całej tej mizerii widzimy jednak prawdę życia, losu i świata – jakie by one nie były...A jak świetnie i mądrze to wszystko zobrazowane, niechaj pokaże tryptyk, który publikujemy poniżej...

bottom of page