top of page

FILOMENA BYKOWSKA

Poezją interesuje się od 1940 r. Pochodzi z Wileńszczyzny. W czasie II Wojny Światowej  wędrowała z Syberii poprzez Iran do Indii a następnie do Wschodniej Afryki. Mieszkanką Szczecinka jest od 1963 r. Ma na swoim koncie autorski tomik poetycki „Z wierszem przez życie”. Swoje wiersze zamieszczała w prasie ogólnopolskiej i lokalnej oraz almanachach poetyckich. W 2012r. ukazał się jej tomik wierszy " Rozdroża"

04 września mieliśmy przyjemność posłuchać wierszy

Filomeny Bykowskiej.

Wieczór poezji zorganizowany został przez Ligę Kobiet Polskich

w Szczecinku.

Utwory czytał Grzegorz Poczobut oraz członkowie naszego klubu:

Grażyna Fotek, Krystyna Krzyżanowska, Leonard Jaworski.

 

W dniu 26.11 Liga Kobiet Polskich wraz z fundacją NOA zorganizowały spotkanie autorskie z poetką, Filomeną Bykowską. Podczas chłodnego, listopadowego wieczoru można było wysłuchać ciepłych wierszy autorki, które zaprezentowały uczennice Gimnazjum nr 3 w Szczecinku. O życiu, narodzinach swojej pasji i zamiłowaniu do poezji klasycznej opowiada bohaterka wieczoru, Filomena Bykowska.

Zanim znalazła się pani w Szczecinku, jakie były pani losy?
- Urodziłam się na Kresach Wschodnich, w dawnym województwie wileńskim. Mając 11 lat, zostałam internowana razem z rodziną na Syberię. Zabrali nas dwa dni przed wojną radziecko-niemiecką. Na Syberii byłam tylko 9 miesięcy. Kiedy nadchodziła zima, Polacy, których wywieziono, zaczęli wyjeżdżać na południe, żeby uchronić się od skutków mrozów. Byliśmy wtedy bez ojca. Była mama i trójka dzieci. Udało nam się wyjechać do Uzbekistanu. Tam tworzyła się armia polska. Razem z tą armią udało nam się wyjechać do Iranu. W Teheranie mieszkaliśmy w takim przejściowym obozie. Trwało to prawie pół roku. Stamtąd część polaków jechała do Indii, inni do Afryki. Ja razem z mamą i z siostrą pojechałyśmy do właśnie do Afryki. W Tanganice spędziłam 5 lat. Utworzono tam obozy dla Polaków-uchodźców. Były też polskie szkoły. Tam ukończyłam polskie gimnazjum…Gdy wróciłam do Polski, a było to w 1947 roku, to pokazywałam świadectwo. Pamiętam, że byli tacy, którzy mówili, że coś tu z świadectwem nie jest w porządku. Ale wszystko było w porządku. Były to dokumenty uznane przez polskie władze oświatowe. W Afryce działały średnie szkoły. Wyższych nie było, ale średnie tak. Były także szkoły zawodowe.
-Kto uczył w tych szkołach?
- Polacy. Polacy pomagali Polakom. Nie było może wykwalifikowanych nauczycieli, ale wiadomo, na Syberię wywożono nie biedaków, nie bezrobotnych, lecz element, który uchodził za społeczeństwo na tzw. poziomie. Znajdowali się tam ludzie, którzy nie byli z zawodu nauczycielami, ale trochę czytali, trochę wiedzieli i uczyli. Oczywiście byli też zawodowi nauczyciele, profesorowie… Jednak wiadomo, zmarnowani, wycięczeni…
-Jak to się stało, że trafiła pani właśnie do Szczecinka?
- Przyjechaliśmy w okolice Łubowa, tu niedaleko, ponieważ w Łubowie był nasz ojciec. Nas wywieźli, a ojca zabrali do więzienia. Kiedy trafiliśmy do Związku Radzieckiego, Niemcy przyszli, odbili więzienie i ojciec został tam, gdzie potem mieszkaliśmy. Jakoś trzeba było zacząć życie w tym środowisku. Poszłam więc do pracy w urzędzie i pracowałam jako rachmistrz (wtedy to była księgowa). Cały czas pracowałam w Łubowie. W 1962 roku zaproponowano mi przeniesienie do Szczecinka. A ponieważ byłam już wtedy mężatką, miałam dziecko, które ukończyło szósta klasę, liczyłam się z tym, że trzeba pomyśleć o lepszych warunkach życia dla dziecka, żeby nie musiało dojeżdżać do szkoły średniej. Tak trafiłam do Szczecinka.
-A pani przygoda z poezją kiedy się zaczęła?
- Zaczęłam pisać już wtedy, kiedy wkroczyła do nas armia radziecka. Ale to były takie głupiutkie, dziecięce wiersze. Miałam wtedy przecież 11 lat. Tak na poważnie zaczęłam pisać w Afryce. Wówczas każdemu dawała się odczuć nostalgia i tęsknota za krajem… I tak piszę do dziś. W tej chwili piszę też poezję współczesną, ale powiem, że jej bardzo nie lubię.
Dlaczego?
- Uczono mnie, że wiersz musi mieć rym i ja się tego trzymam. Dzisiejsza poezja, nie wiem, może jest za mądra. Nie potrafię wyrazić tego, jak ja to czuję… Jeżeli czytam coś i tego nie rozumiem, wówczas to do mnie nie trafia. Poeta nie piszę dla siebie. Ja też nie piszę dla siebie. Moje wiersze to nie jest poezja. Ja to po prostu lubię, ja się tym bawię. To jest moja przyjemność pisania, że może kiedyś ktoś coś przeczyta... Chciałabym jednak, żeby ktoś, kto będzie czytał te moje wiersze, je rozumiał. Są różne style, mody. Ale klasyka nigdy nie minie. Ona wraca. Zmieniają ją, dopasowują do czasów współczesnych, ale ona zawsze jest.
-Jakich poetów ceni pani najbardziej?
Z tych współczesnych to chyba Tadeusza Różewicza. Z klasyki lubię Tuwima, Staffa, Gałczyńskiego... Jest ich wielu.
-Na pisanie wierszy może być za późno?
- Nie. Nigdy nie jest za późno. Poezję może tworzyć dziecko, które umie pisać i już na swój sposób myśleć. Ale ludzie bardzo dojrzali też mogą.

Rozmawiała: Magdalena Szkudlarek

             ( Za "Tematem" wyd. internetowe)





 

 

bottom of page